† Lethal Love †
~ West High School ~
Siedzę na łóżku, palce u stóp dotykają dywanu. W ręku trzymam kubek z końcówką herbaty. Mam wrażenie, że coś wisi w powietrzu co psuje mi humor. Jednak staram jakoś specjalnie się tym nie przejmować. Spoglądam w stronę okna a następnie na zegarek, jest za dwadzieścia dziewiąta. Dokańczam płyn a pusty kubek odkładam na biurko. Zarzucam plecak na ramiona i zbiegam po schodach pożegnać się z mamą. Zastaję ją sprzątającą ze stołu. Całuję ją w policzek i wychodzę z domu. Słońce brnie przez bezchmurne niebo, zapowiada się piękna pogoda, oznacza to jedno. Połowa szkoły postanowi się zerwać. Tata czeka już w samochodzie. Wsiadam, zapinam pas i wycofujemy się z podjazdu po czym brniemy asfaltem ku szkole. Kiedy dojeżdżamy tak samo żegnam go jak mamę i wysiadam. Idąc w stronę budynku rozglądam się w poszukiwaniu znajomych mi twarzy. Mam nadzieję, że oni postanowili zostać. Jednak im bliżej jestem wejścia tym bardziej ją tracę. Nagle za moim plecami rozbrzmiewa znajome udawanie syreny policyjnej. Odwracam się i tak jak myślałam widzę Allana, który podąża do mnie slalomem. A gdy jest już na miejscu obdarowuje go pocałunkiem. Odrywam się słysząc typowe chrząknięcie Vivianne. I z jego ramion przenoszę się do jej.
- Już myślałam, że sobie poszliście. - Wyznałam puszczając ją. A odpowiedź, którą uzyskałam były porozumiewawcze spojrzenia, które między sobą wymienili. Nie trzeba było mi nic więcej aby pojąć. Chcą to zrobić ale ze mną. - Nie.. - Odparłam stanowczo. Chwilę potem rozległ się dzwonek. - O proszę, idziemy na chemię! - Oznajmiłam z entuzjazmem chociaż też mnie to nudziło. Odwróciłam się od nich i zaczęłam iść. Wtedy Allan zastawił mi drogę a Vivianne objąwszy mnie w pasie zaczęła odciągać w tył. Protestowałam a oni nadal swoje. W końcu poddałam się i zgodziłam się pójść na moje pierwsze w życiu wagary.
Dalej było dobrze póki nie ujrzałam pościgu. Przez który nie tylko ja straciłam kogoś ważnego. Tak jak mówiono zabił koleżankę porwanej a tydzień później znaleziono auto, którym uciekał w rzece. A w bagażniku martwą już dziewczynę. Podsumowując ten dzień był początkiem jakiegoś złego snu. Dziś od tego całego zdarzenia mija miesiąc. Muszę przyznać, że jest lepiej. Jakoś to zaakceptowałam i staram się żyć dalej. Jednak trudno jest się pozbierać po czymś tak niespodziewanym i bolesnym.
~ West High School ~
Siedzę na łóżku, palce u stóp dotykają dywanu. W ręku trzymam kubek z końcówką herbaty. Mam wrażenie, że coś wisi w powietrzu co psuje mi humor. Jednak staram jakoś specjalnie się tym nie przejmować. Spoglądam w stronę okna a następnie na zegarek, jest za dwadzieścia dziewiąta. Dokańczam płyn a pusty kubek odkładam na biurko. Zarzucam plecak na ramiona i zbiegam po schodach pożegnać się z mamą. Zastaję ją sprzątającą ze stołu. Całuję ją w policzek i wychodzę z domu. Słońce brnie przez bezchmurne niebo, zapowiada się piękna pogoda, oznacza to jedno. Połowa szkoły postanowi się zerwać. Tata czeka już w samochodzie. Wsiadam, zapinam pas i wycofujemy się z podjazdu po czym brniemy asfaltem ku szkole. Kiedy dojeżdżamy tak samo żegnam go jak mamę i wysiadam. Idąc w stronę budynku rozglądam się w poszukiwaniu znajomych mi twarzy. Mam nadzieję, że oni postanowili zostać. Jednak im bliżej jestem wejścia tym bardziej ją tracę. Nagle za moim plecami rozbrzmiewa znajome udawanie syreny policyjnej. Odwracam się i tak jak myślałam widzę Allana, który podąża do mnie slalomem. A gdy jest już na miejscu obdarowuje go pocałunkiem. Odrywam się słysząc typowe chrząknięcie Vivianne. I z jego ramion przenoszę się do jej.
- Już myślałam, że sobie poszliście. - Wyznałam puszczając ją. A odpowiedź, którą uzyskałam były porozumiewawcze spojrzenia, które między sobą wymienili. Nie trzeba było mi nic więcej aby pojąć. Chcą to zrobić ale ze mną. - Nie.. - Odparłam stanowczo. Chwilę potem rozległ się dzwonek. - O proszę, idziemy na chemię! - Oznajmiłam z entuzjazmem chociaż też mnie to nudziło. Odwróciłam się od nich i zaczęłam iść. Wtedy Allan zastawił mi drogę a Vivianne objąwszy mnie w pasie zaczęła odciągać w tył. Protestowałam a oni nadal swoje. W końcu poddałam się i zgodziłam się pójść na moje pierwsze w życiu wagary.
Dalej było dobrze póki nie ujrzałam pościgu. Przez który nie tylko ja straciłam kogoś ważnego. Tak jak mówiono zabił koleżankę porwanej a tydzień później znaleziono auto, którym uciekał w rzece. A w bagażniku martwą już dziewczynę. Podsumowując ten dzień był początkiem jakiegoś złego snu. Dziś od tego całego zdarzenia mija miesiąc. Muszę przyznać, że jest lepiej. Jakoś to zaakceptowałam i staram się żyć dalej. Jednak trudno jest się pozbierać po czymś tak niespodziewanym i bolesnym.
Idę korytarzem kierując się do sali chemicznej. Za dziesięć minut rozpocznie się lekcja. Niespodziewanie czuje muśnięcie na ręce i odruchowo ją zabieram.
- O.. sorry nie chciałem Cię wystraszyć. - Rozpoznaję głos Allana.
- Nic się nie stało. - Posyłam mu skromny uśmiech i pozwalam złączyć nasze dłonie. Jednak dziwi mnie to, że mnie szukał. Normalnie chodzi do innej klasy co oznacza inny plan zajęć. - A o coś chodzi, że nachodzisz mnie przed pierwszą lekcją? - Pytam stając sobie twarzą w twarz.
- Tak..um.. - Jego zakłopotanie i to jąkanie uruchamia mój instynkt. Boję się słów, które może wypowiedzieć. - Po prostu.. no.. zmieniłaś się.. stałaś się taka bez życia..
- Ja straciłam ojc..a.a. - Próbuje mu przerwać ale on kładzie mi sówj palec na ustach.
- Ciii... tak wiem ale minął już miesiąc a ty nadal mnie olewasz i nie tylko. Ileż można?
- A jak ty byś się czuł gdybyś stracił ojca?! - Mój głos się podnosi i zaczyna lekko łamać. Wiem olewam ich, nie spędzam z nimi czasu po zajęciach tylko siedzę przed TV albo piszę wypracowanie. Ale to i tak lepiej. Na początku w ogóle ich unikałam i z nikim nie rozmawiałam.
- Nie przyszedłem się tu kłócić, więc nie krzycz.
- A więc po co?
- Chciałem z tobą zerwać.
- Co..? Nie.. Allan..
- Zakochałem się w innej Destiny. - po jego słowach rozbrzmiewa dzwonek.
- Zrywasz ze mną bo się zmieniłam?! Przecież to niedorzeczne! - Łzy zaczynają napływać do oczu i wszystko za chwile staje za ich ścianą, która czeka my runąć.
- Żegnaj.. - Puszcza moje dłonie i odchodzi. Znika w tłumie uczniów. Chcę za nim pobiec, wołać go ale czuje się bezsilna. Zaczynam obracać się dookoła tak jakbym była pięciolatką, która właśnie zgubiła mamę w tłumie. Niestety już jej nie ma, odeszła a ja zostałam sama. Jedyne co szybko przychodzi mi do głowy to aby ukryć się w łazience. Biegnę w jej stronę co jakiś czas dostając z łokcia od przechodzącego. Gdy już tam jestem ukrywam się w jednej z kabin i płaczę.
Po dwóch godzinach samotności znajduje mnie wreszcie Vivianne.
- No tu jesteś. Ładnie to tak opuszcz-czać.. Boże Des co się stało? - Kuca obok mnie i obejmuje ramieniem. Uświadamiam sobie, że on nawet nie starła się mnie pocieszać. A potem nawet nie raczył ze mną rozmawiać jak inni. Czyli wychodzi na to, że miał tylko pretekst aby ze mną zerwać. Ciekawe jak długo na to czekał. Na szczęście mam Vivianne, której właśnie moczę rękaw. Po paru minutach jest mi lepiej a wtedy opowiadam jej z gulą w gardle co się stało. Gdy kończę podaje mi chusteczkę a ja ją przyjmuję. Ocieram policzki i wydmuchuję nos. Czekam na zdanie Vivi ale ona milczy. Pytam więc czemu.
- Ponieważ także uważam, że się zmieniłaś. - Po jej słowach nie wiem już co myśleć. To jakby wszyscy obwiniali mnie za jego śmierć i za moją zmianę. Czasu już nie cofnę jedynie pozostaje czekać.
- Po prostu potrzebuję czasu...
- Ile? Po za tym teraz pewnie znowu się załamiesz.
- Nie wiem... było lepiej.. on wszystko zepsuł.
- Wiem Des, ale to nie koniec świata jesteś zbyt wrażliwa. - ta rozmowa zaczyna mnie powoli denerwować.
- Nie gadajmy więcej bo chyba zmierzamy w złym kierunku. - Wstaje i zakładam plecak. Omijam ją, ona tylko wzdycha. Więcej jej nie widzę. Wychodzę z budynku szkoły i siadam na najbliższej napotkanej ławce. Próbuję zebrać myśli ale za dużo tego trochę. Wzdycham podążając wzrokiem za przejeżdżającym samochodem. Dobra to bezsensu, ruszam do domu. Idąc moją uwagę przykuwa ulotka przyczepiona do jednego z drzew. Podchodzę i spoglądam na nią. To reklama pubu.. dla punkowców.. nie wiem czemu ale mam ochotę tam pójść. Zrobić coś szalonego i niezgodnego z prawami grzecznej dziewczynki. Ostatecznie zrywam kawałek papieru upycham do kieszeni spodni i już wiem co będę dziś wieczorem robić.
~ † ~
Od Autorki: No to powoli przechodzimy do akcji. Niestety na tą akcję będzicie musieli poczekać. Wyjeżdżam, a tam nie mam dostępu do internetu. Jest mi trochę z tego powodu smutno bo zebrało was się tu trochę.. i nie chcę was stracić <3
Dlatego mam nadzieję, że gdy wrócę nadal tu będziecie. Kocham was słoneczka <3
- O.. sorry nie chciałem Cię wystraszyć. - Rozpoznaję głos Allana.
- Nic się nie stało. - Posyłam mu skromny uśmiech i pozwalam złączyć nasze dłonie. Jednak dziwi mnie to, że mnie szukał. Normalnie chodzi do innej klasy co oznacza inny plan zajęć. - A o coś chodzi, że nachodzisz mnie przed pierwszą lekcją? - Pytam stając sobie twarzą w twarz.
- Tak..um.. - Jego zakłopotanie i to jąkanie uruchamia mój instynkt. Boję się słów, które może wypowiedzieć. - Po prostu.. no.. zmieniłaś się.. stałaś się taka bez życia..
- Ja straciłam ojc..a.a. - Próbuje mu przerwać ale on kładzie mi sówj palec na ustach.
- Ciii... tak wiem ale minął już miesiąc a ty nadal mnie olewasz i nie tylko. Ileż można?
- A jak ty byś się czuł gdybyś stracił ojca?! - Mój głos się podnosi i zaczyna lekko łamać. Wiem olewam ich, nie spędzam z nimi czasu po zajęciach tylko siedzę przed TV albo piszę wypracowanie. Ale to i tak lepiej. Na początku w ogóle ich unikałam i z nikim nie rozmawiałam.
- Nie przyszedłem się tu kłócić, więc nie krzycz.
- A więc po co?
- Chciałem z tobą zerwać.
- Co..? Nie.. Allan..
- Zakochałem się w innej Destiny. - po jego słowach rozbrzmiewa dzwonek.
- Zrywasz ze mną bo się zmieniłam?! Przecież to niedorzeczne! - Łzy zaczynają napływać do oczu i wszystko za chwile staje za ich ścianą, która czeka my runąć.
- Żegnaj.. - Puszcza moje dłonie i odchodzi. Znika w tłumie uczniów. Chcę za nim pobiec, wołać go ale czuje się bezsilna. Zaczynam obracać się dookoła tak jakbym była pięciolatką, która właśnie zgubiła mamę w tłumie. Niestety już jej nie ma, odeszła a ja zostałam sama. Jedyne co szybko przychodzi mi do głowy to aby ukryć się w łazience. Biegnę w jej stronę co jakiś czas dostając z łokcia od przechodzącego. Gdy już tam jestem ukrywam się w jednej z kabin i płaczę.
Po dwóch godzinach samotności znajduje mnie wreszcie Vivianne.
- No tu jesteś. Ładnie to tak opuszcz-czać.. Boże Des co się stało? - Kuca obok mnie i obejmuje ramieniem. Uświadamiam sobie, że on nawet nie starła się mnie pocieszać. A potem nawet nie raczył ze mną rozmawiać jak inni. Czyli wychodzi na to, że miał tylko pretekst aby ze mną zerwać. Ciekawe jak długo na to czekał. Na szczęście mam Vivianne, której właśnie moczę rękaw. Po paru minutach jest mi lepiej a wtedy opowiadam jej z gulą w gardle co się stało. Gdy kończę podaje mi chusteczkę a ja ją przyjmuję. Ocieram policzki i wydmuchuję nos. Czekam na zdanie Vivi ale ona milczy. Pytam więc czemu.
- Ponieważ także uważam, że się zmieniłaś. - Po jej słowach nie wiem już co myśleć. To jakby wszyscy obwiniali mnie za jego śmierć i za moją zmianę. Czasu już nie cofnę jedynie pozostaje czekać.
- Po prostu potrzebuję czasu...
- Ile? Po za tym teraz pewnie znowu się załamiesz.
- Nie wiem... było lepiej.. on wszystko zepsuł.
- Wiem Des, ale to nie koniec świata jesteś zbyt wrażliwa. - ta rozmowa zaczyna mnie powoli denerwować.
- Nie gadajmy więcej bo chyba zmierzamy w złym kierunku. - Wstaje i zakładam plecak. Omijam ją, ona tylko wzdycha. Więcej jej nie widzę. Wychodzę z budynku szkoły i siadam na najbliższej napotkanej ławce. Próbuję zebrać myśli ale za dużo tego trochę. Wzdycham podążając wzrokiem za przejeżdżającym samochodem. Dobra to bezsensu, ruszam do domu. Idąc moją uwagę przykuwa ulotka przyczepiona do jednego z drzew. Podchodzę i spoglądam na nią. To reklama pubu.. dla punkowców.. nie wiem czemu ale mam ochotę tam pójść. Zrobić coś szalonego i niezgodnego z prawami grzecznej dziewczynki. Ostatecznie zrywam kawałek papieru upycham do kieszeni spodni i już wiem co będę dziś wieczorem robić.
~ † ~
Od Autorki: No to powoli przechodzimy do akcji. Niestety na tą akcję będzicie musieli poczekać. Wyjeżdżam, a tam nie mam dostępu do internetu. Jest mi trochę z tego powodu smutno bo zebrało was się tu trochę.. i nie chcę was stracić <3
Dlatego mam nadzieję, że gdy wrócę nadal tu będziecie. Kocham was słoneczka <3