† Slaves Love†
Ostatnie dwa
tygodnie wakacji minęły i były dla mnie jak piękny sen, z którego nie chce się
obudzić tylko pragnie się aby trwał wiecznie.
Dni
przemijały mi w spowolnionym tempie z narastającą temperaturą i w towarzystwie
najlepszych osób, z którymi przesiadywałam na mieście lub w parku. Siedzieliśmy
na leżakach i napawaliśmy się słońcem, które przyjemnie muskało naszą skórę i
dodawało jej ciemniejszego odcienia.
Wieczorem
tańczyliśmy słuchając muzyki jakiegoś mało znanego, dopiero zaczynającego
zespołu, który był podekscytowany swoimi pięcioma minutami po których każde z
nas rozchodziło się w swoją stronę.
Wracałam do domu
idąc wtulona w Louisa z jego ręką na moim ramieniu i w jego bluzie, którą
zawsze mi oddawał bo noce były chłodne. Słuchałam naszych kroków i
oddechów, które były jedynymi dźwiękami wydawanymi o tak późnej godzinie. Wyciszałam
się, wzrastało zmęczenie i chęć na znalezienie się w łóżku.
Czułam się przez
to wszystko taka szczęśliwa i lekka. Jakby kule u moich nóg z całym tym ciężarem,
który na mnie spoczywał przez ostatnie miesiące został odcięty. Nareszcie mogłam
się wznieść w powietrze i lecieć po błękitnym niebie, czuć wiatr we włosach,
dotknąć chmur.
Ostatniego
wieczoru wakacji zdałam sobie sprawę, że przecież nie mam skrzydeł i ludzie nie
mogą ot tak sobie latać bo działa takie coś jak grawitacja. Spadłam więc na
ziemię z dużym impetem, wróciła szara rzeczywistość i kule u nóg.
Siedziałam wtedy
oparta o tors Louisa i patrzyłam w niebo na fajerwerki.
- Kocham cię
– wyszeptał do mojego ucha w pewnym momencie.
– Kocham cię
w cholerę i nie obchodzi mnie to czy Snake może się w tym momencie na nas patrzy.
Obchodzi mnie to, że to ja mam cię w ramionach, a nie on – dodał jeszcze i
pocałował moje ucho.
- Ja ciebie
też kocham i także w cholerę – odpowiedziałam dopiero po chwili i delikatnie się
uśmiechnęłam patrząc na niego. Odwzajemnił uśmiech i nachylił się aby mnie
pocałować.
Niby
wszystko pięknie, powiedział mi, że mnie kocha a ja się tym tak martwiłam. Lecz
to tylko dlatego, że przecież Snake obiecał zabić każdego kogo kocham i kto
kocha mnie, a ja o tym zapomniałam. Przez całe dwa tygodnie nic nie robiłam w
kierunku ochrony bliskich. Obijałam się, pozwalałam by Snake realizował swój
plan.
„Zaczął się nowy rok szkolny, a z nim zaczyna
się nasza gra”, tak brzmiało pierwsze zdanie kolejnego liściku od Snake’a,
który dostałam następnego dnia. Reszta wyjaśniała zasady gry, która polegała na
tym, że będzie takich listów więcej i każdy będzie zawierał zagadkę dotyczącą
miejsca pobytu porwanej przez niego osoby. Jeżeli dobrze ją rozwiążę w
przeciągu siedemdziesięciu dwóch godzin to będę miała szansę na uratowanie tej osoby.
Załamałam
się na początku bo byłam pewna, że nie dam rady rozwiązać tych zagadek i będę
musiała patrzeć jak ważne dla mnie osoby po kolei umierają w nie wiadomo jaki
sposób. Jak pięć trumien zakopują w ziemi, jak zostaję sama i popadam w obłęd.
Później wściekłość,
którą do siebie czułam przez to, że siedziałam bezczynnie zmotywowała mnie do
działania i próbowałam wymyślić swój plan działania.
Pierw
postanowiłam spisać wszystkie osoby, które kocham i upewnić się, że są
obserwowane przez specjalnie wyznaczone osoby z grupy Louisa. Następnie
zabrałam nóż z kuchni i schowałam w torbie tak na wszelki wypadek jakby nagle
Snake postanowił mnie zaatakować, a nie kogoś z listy. Zapytałam również Louisa
czy możemy wrócić do treningów. Zgodził się więc poświęcam im teraz każde
popołudnie po szkole bo w końcu muszę nadrobić stracony czas. Jestem też czujna
i zastanawiam się kiedy uderzy i na kogo najpierw, jest przecież tyle
możliwości…
- Des!
Przestań, na dziś już wystarczy, Destiny! – Przez chmarę myśli przebił się do
mnie głos Louisa, który przywołał mnie na ziemię.
-
Przepraszam ja… zamyśliłam się – odpowiedziałam przestając uderzać w worek treningowy
i próbując złapać oddech.
- Ostatnio
jesteś dosyć często zamyślona i spięta. Co się z tobą dzieje? – zapytał mnie
Louis kładąc swoje dłonie na moich ramionach i patrząc mi w oczy.
- Nic… - skłamałam.
Louis nic nie wie o liścikach. Miałam mu powiedzieć, ale wciąż zapominałam,
odkładałam to na później. W końcu uznałam, że lepiej będzie jak mu nie powiem
gdyż chociaż jedno z nas nie powinno sobie tym głowy zawracać i żyć w spokoju.
- Właśnie
widzę to całe nic – odpowiedział.
- Po prostu…
- westchnęłam i tym samym zyskałam chwilę na zastanowienie się nad słowami.
Kiedy już przyszły kontynuowałam. - Stresuje się szkołą, martwię się o mamę i
przyjaciół… - wyznałam mu w dosyć bardzo skrócony sposób prawdę.
- Przecież
mamy wszystko pod kontrolą, a śladu po Snake’u nie ma od miesiąca.
- Wiem, ale…
- spróbowałam mu przerwać.
- Żadnych
ale, ja teraz mówię – na jego twarzy pojawił się uśmiech, którego nie umiałam nie
odwzajemnić.
- Okej –
kiwnęłam głową i pozwoliłam mu mówić dalej.
- Jeżeli coś
się wydarzy jesteśmy gotowi więc nie musisz się niczym przejmować, damy radę.
Czy kiedykolwiek zawaliliśmy? – zapytał. Wiedziałam, że ma rację a to pytanie
było tylko po to abym przypomniała sobie ten istotny fakt. Lecz nie umiałam od
tak pozbyć się moich zmartwień i ufać, że wszystko jest pięknie, kolorowo.
- Nie –
odpowiedziałam na jego pytanie.
- No
właśnie, więc nie stresuj się, rozluźnij. A jak nie potrafisz to… to pozwól, że
ja się tym zajmę i… i zabiorę cię na randkę w ten piątek – wydusił z siebie z
wielkim trudem. Na mojej twarzy pojawiło się wielkie zdumienie.
- Na randkę?
– zapytałam upewniając się, że dobrze usłyszałam.
- Tak, na
randkę. No wiesz, um… pójdziemy gdzieś tylko we dwójkę, na kolację i… -
przerwałam mu śmiejąc się.
- Wiem, jak
wygląda randka, Louis – powiedziałam. Nie mogłam uwierzyć w to, że zaprosił
mnie na randkę, sam Louis we własnej osobie. O Boże!
- Racja, no
ale… zgadasz się?
- A czy dwa
plus dwa to cztery? – spytałam poruszając zabawnie brwiami.
- To znaczy
tak? – Podniósł jeden kącik ust do góry.
- Tak – zaśmiałam
się ponownie, a Louis wraz ze mną i dodatkowo objął mnie w pasie i przyciągnął
bliżej siebie.
- Boże to
dobrze, tak się stresowałem – powiedział z ulgą w głosie i pocałował mnie w
policzek.
- Niby czym?
- No cóż… to
tak jakby będzie moja pierwsza randka?
- Żartujesz,
prawda?
- Nie, nie
żartuję – spoważniał a ja razem z nim. Stał się znów tym poważnym gościem,
który na pierwszy rzut oka jednym ruchem mógłby skręcić ci kark więc lepiej się
do niego nie zbliżać.
Znam go dwa
miesiące (to znaczy przez ten czas jesteśmy razem i rozmawiamy normalnie ze
sobą bez żadnego unikania obecności swojej osoby) i zdążyłam zauważyć, że staje
się taki nieprzyjemny zawsze kiedy poruszamy temat związany z jego
przeszłością. Wydaje mi się, że nie chce abym ją poznała i coś ukrywa.
- Och, no
cóż. Kiedyś zawsze musi być ten pierwszy raz – zaśmiałam się lekko próbując rozluźnić
ponownie atmosferę ale mi się jakoś nie udało.
- A dokąd
mnie zabierasz, jeżeli mogę wiedzieć? – odezwałam się ponownie po krótkiej
chwili ciszy. Louis postanowił wpatrywać się we mnie i popaść w zamyślenie.
- Nie możesz
– odpowiedział kręcąc przecząco głową. - To będzie niespodzianka.
~†~
Super czekałam na rozdział i czekam na następny
OdpowiedzUsuńCzekam na next
OdpowiedzUsuńOMG nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *.*
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział! ♥♥♥
Kiedy next
OdpowiedzUsuń